Lombok – Jedna z wielu indonezyjskich wysp pełna pięknej natury, wodospadów i cudownych górskich krajobrazów.
To wyspa całkowicie inna niż sąsiednie Bali i jest to przede wszystkim wyspa muzułmańska gdzie ludzie wiodą bardzo proste i skromne życie.
A że miałam możliwość mieszkać z moją „rodziną” przez parę dni gdzieś na końcu świata pod wulkanem Rinjani to mogłam od środka zobaczyć lokalne życie i zwyczaje.
Moja lokalna rodzina na wyspie to mój znajomy Haliq, który jest przewodnikiem, górskim, jego cudowna żona Leni i mały Haliq, którzy przyjęli mnie jak członka rodziny.
Bardziej martwili się o mnie niż ja sama o siebie
Aczkolwiek był to dla mnie bardzo trudny czas i o tym wiedzą tylko nieliczni…
O tym będzie poniżej bo momentami chciałam stamtąd uciekać – niestety nie zawsze jest tak pięknie i cudnie jak na kolorowych zdjęciach na Facebooku czy Instagramie…
Lombok to piękna wyspa pełna cudownych wodospadów, które możemy spotkać na wielu górskich szlakach.
To także pola ryżowe, farmy bananowców i przepyszne lokalne jedzenie oraz mocna w smaku kawa.
To także specyficzny masaż, który miałam pierwszego dnia, w czasie którego myślałam, że moja znajoma chce mnie zamordować Masaż w stylu lombok to bardzo silny masaż wykonywany z dużym naciskiem…
Jeszcze do dzisiaj czuję zwijanie ruloników na plecach.
Lombok to także czarne plaże na północy i piękne białe na południu.
To także znany wulkan Rinjani, do którego maszerują ochotnicy.
Lombok zupełnie inny świat 🙂
Lombok – Rady praktycznie:
- Jeśli chcemy udać się na Lombok z Bali to możemy wziąć łódź publiczną lub speedboata. Łódź publiczna płynie około 5 godzin, ta druga tylko półtorej.
- Ceny za speedboata różnią się w zależności od firm. Dlatego najlepiej zapytać o cenę w trzech różnych okienkach by wybrać najlepiej i nie przepłacić.
- Normalnie ceny za przejazd zaczynają się od 550 tysięcy rupii, dalej od centrum zapłacimy 400, a ja za swój przejazd zapłaciłam 300 rupii. Trzeba zawsze się pytać trzy razy i się targować.
- Polecam od razu brać pakiet z autobusem, który nas zawiezie z portu do hotelu bo cena w pakiecie z agencji czasem jest tańsza niż chcemy zorganizować sobie taki wyjazd samemu.
Jeszcze rada podróżniczki, gdzie szukać najlepszych lotów do Indonezji?
Ja używam wyszukiwarki Skyscanner i zawsze tutaj sprawdzam wszytko dokładnie, analizuję co jak i za ile i dopiero wtedy wybieram najlepszy według mnie lot.
Tobie też polecam – kliknij tutaj Skyscanner, a już będziesz miał wszystkie loty na całym świecie w jednym miejscu.
A dlaczego chciałam uciekać z Lombok?
Lombok to jedna z pięknych indonezyjskich wysp i mieszkałam tutaj u mojej „rodziny” w górskiej wsi na końcu świata…
Moja „rodzina” to Haliq przewodnik górski, jego cudna żona Leni i mały trzyletni chłopiec zwany małym Haliqiem. Rodzina ta przyjęła mnie pod swój dach jak członka swojej własnej rodziny i zajmowała się mną o rana do wieczora.
Czas spędzony z nimi był cudowny, ale na początku tak pięknie wcale nie było… Bo na początku chciałam uciekać…
Po pierwsze:
Moja wioska, w której mieszkałam to była całkowicie wioska na końcu świata. Dookoła nic tu nie było a najbliższa cywilizacja ze sklepem była 20 km od mojego domu.
Do tego z wiadomych względów brak internetu w domu, w telefonie i brak kontaktu ze światem i moją pracą – niestety straciłam przez to parę groszy bo nie mogłam wykonywać swojej pracy. Po drugie:
Nikt nie mówił tutaj po angielsku I to chyba był największy problem…
Okazało się, że mój znajomy kiedy ze mną pisał wcześniej to używał translatora i jego angielski był całkiem w porządku 😛 Natomiast na miejscu kiedy po mnie przyjechał i rozmawialiśmy w samochodzie, nie umiał odpowiedzieć na proste pytania…
Na początku wydawało mi się, że może nie słyszy albo nie rozumie… ale później zapytałam go wprost czy mówi po angielsku to odpowiedział, ze tylko w 20 % Dla mnie to było 2 procent bo znał może trzy wyrazy na krzyż…
I tu już był pierwszy problem bo jak mamy się porozumiewać???
Również kiedy dojechałam na wioskę, w której zamieszkałam to tam także nikt w ogóle nie mówił po angielsku, więc nasza komunikacja toczyła się na słowniku – przez parę minut jest to fajne ale nie cały dzień…
Jedyną osobą, która rozmawiała po angielsku był lider wioski, który tylko przyszedł na godzinę mnie zobaczyć i wtedy udało się coś porozumieć i dopytać o szczegóły… Po trzecie:
Kiedy przyjechałam do mojej rodziny i mieliśmy wspólny obiad to nagle przyszło kolejnych 20 osób z wioski, którzy się patrzyli na mnie jak ja jem…
Tak samo było na śniadaniu i innych posiłkach.
Trochę jak Bog Brother tylko, że na żywo i tuż obok…
Po czwarte:
Wszyscy się pytali czy jestem sama, mam męża, czy szukam męża lub bratniej duszy.
Dla nich to było dziwne, że jestem sama i podróżuje sama…
Dlatego od razu chcieli mnie złączyć z jakimś samotnym panem z wioski.
Po piąte:
Od rana do wieczora zawsze ktoś był ze mną i mnie „pilnował”… bardziej dbał czy wszystko jest dobrze u mnie i czy nic mi nie brakuje ale ja się czułam trochę jak w więzieniu…
Po szóste:
Kiedy szłam na spacer na pola bananowców – bo chciałam być sama ze sobą i nacieszyć oczy naturą i górami to od razu po minucie ktoś z rodziny do mnie dobiegał i mi towarzyszył…
Po siódme:
Kuzynka w ciąży kazała mi położyć moją rękę na jej brzuchu by jej dziecko było tak piękne jak ja…
Po ósme:
Jako, że jest to kraj muzułmański to raczej musiałam być bardziej zakryta niż odkryta. A kiedy poszliśmy na czarną plaże się kąpać to mój znajomy kazał założyć mi pareo by zakryć tyłek a sam pływał w samych majtkach…
Po dziewiąte:
Na wieczornej imprezie w domu kiedy siedziało chyba z 30 osób i wszyscy się na mnie patrzyli były jakieś dziwne insynuacje bym to ja kupiła arak – czyli lokalną wódkę…
Nie mam z tym problemu aby kupić coś dla rodziny, u której mieszkałam ale nie dla połowy wioski, która się na mnie patrzy…
Po dziesiąte:
W łazience do mycia był tylko kubeł wody a branie prysznica wieczorem czy rano to było to jak morsowanie w zimę w Polsce.
Noce były stosunkowo zimne – około 18 stopni dlatego często wieczorami grzaliśmy się wszyscy przy ognisku, więc wieczorny zimny prysznic to jak wejście do jeziora zimą…
Ja sobie wieczorne prysznice odpuszczałam… rano już nie było wyjścia… Po jedenaste:
Kiedy idziesz rano do łazienki i pól wioski się na Ciebie patrzy i pyta dokąd idziesz… łazienka była trzy domy dalej…
Po dwunaste:
Byłam umówiona z moim przewodnikiem na pójście w góry. Niestety z racji braku angielskiego nie wyobrażałabym sobie iść z nim dwa dni i rozmawiać na słowniku gdzieś wysoko w górach, kiedy nawet nie masz internetu…
Do tego także nie dogadaliśmy się co do ceny, później się okazało, że mój znajomy nie umie mówić po angielsku więc tez źle mówił ceny… niby jedno zero ale robiło różnice.Pierwszego dnia było najgorzej bo naprawdę czułam się osaczona i przerażona tą sytuacją.
Pytałam nawet znajomych czy uciekać czy nie. Oni mówili uciekać ale ja zostałam.
Po 5 dniach mogę stwierdzić ze to było ciężkie przeżycie i mimo braku angielskiego jakoś udawało się porozumiewać. Leni zawsze rano czekała na mnie z gorąca kawą, zawsze miałam pierwsza śniadanie czy obiad i dbali o mnie jak o członka rodziny.
Ale pierwszego dnia to było bardzo ciężkie przeżycie i sama siebie pytałam co ja tu robię…
Dlatego czasem trzeba na spokojnie rozpatrzyć całą sytuacje i dać szansę, bo gdybym uciekła to nie przeżyłabym z nimi tych cudownych chwil.
Leni i Haliq z małym brzdącem mieszkają w nowo zdecydowanych po trzęsieniu ziemi domu, nie maja dużo pieniędzy a to co maja dookoła na farmie to jest to ich pożywienie, warzywa, owoce, kurczaki…
Leni szyje piękne pokrowce na łóżka a Haliq jest przewodnikiem górskim na okoliczne wulkany.
Pobyt z nimi był cudowny i sami codziennie mówili, ze mogę tam zostać na zawsze z nimi bo mnie bardzo lubią.
Cudowna rodzina – cudowny Lombok.
Ale raczej nie mogłabym tam zostać na zawsze 😛
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.